Słoneczny wiosenny poranek i ta myśl …. czy aby
dzisiejszy event to nie nie prima aprilisowy żart ?
Postanowiliśmy to sprawdzić.
Szybkie śniadanie, spakowanie kilku niezbędnych rzeczy i po kilkudziesięciu
minutach parkujemy przy lesie w miejscowości Nieszawa. Stąd zostaje już tylko
krótki, bo kilometrowy spacer na miejsce spotkania.
Dzik jest dziki, dzik jest
…. tchórz :-)
Maszerujemy szeroką leśną
drogą, wkoło tylko las i to znane wszystkim świeże wiosenne powietrze. Po lewej
młodnik, po prawej jakieś zagłębienie i nagle … trzask, hałas, łamanie gałęzi.
Za rzadko rozstawionymi drzewkami mignęła postać dzika. Erni2 podskoczył,
Korcia przyspieszyła, ale to przecież tylko dzik. No tak dzik, a kawałek za nim
kilka innych, dużo mniejszych, pasiastych i kolejne dorosłe osobniki. Stanęły,
locha fuknęła, nam serce zamarło. Locha robi krok w naszą stronę, my
zastanawiamy się czy uciekać czy krzyczeć. Chrum, chrum.... W końcu dziki
ruszyły dalej, a my jak wryci stoimy w miejscu. Korcia z Ernim2
mają oczy jak żarówki, ja liczę warchlaki 1, 2, …...13, 14, 15, a może i więcej
bo kto to może tak szybko liczyć. Były, pięćdziesiąt metrów od nas i na
szczęście żaden nie pisnął.
Z tego miejsca już widzieliśmy
dwie postacie stojące na skraju lasu. Ruszyliśmy na miękkich jeszcze nogach w
ich kierunku i już po chwili rozpoznaliśmy, że jest to Ródy oraz DFMAM
czyli inicjator dzisiejszego spotkania.
Ale przecież kordy spotkania to
nie tu... Wiadomo google mapy szaleją, GPS-y też, więc stanęliśmy na
skrzyżowaniu dróg i rozmawiając wyłapujemy „tłumy” keszerów wędrujące po lesie.
Mniej więcej po 15 minutach rozmów i wypatrywania pozostałych bywalców, naszym
oczom ukazała się sylwetka wędrowca. Taaak !!!! To Valentin02 we własnej
osobie, a więc nie jest źle. Przemieszczamy się na właściwe kordy, by
sprawdzić, czy w trawie ktoś nie uciął sobie drzemki. Na kordach pierwotnych
organizator eventu umieścił karteczkę z informacją o zmienionych kordach, więc
może jednak ktoś jeszcze się tam znajdzie. Ale nie, tak nie było. W kameralnym
gronie samych miejscowych keszerów (Valentin02, to w końcu nasz człowiek)
rozmawiamy o okolicach i robimy okolicznościowe, a zarazem grupowe zdjęcie, po
czym udajemy się łowić pobliskie kesze, których z różnych przyczyn wcześniej
nie udało się podjąć.
Geo-zwierz
W ten sposób trafiamy do
„Bagna” czyli zagłębienia w samym sercu rezerwatu „Buczyna”. Po drodze
rozmawiając o sposobach przechytrzenia dzików trafiamy na 2, a może i trzy
jelenie, zdziwioną całym zajściem wiewiórkę i zupełnie zobojętniałe dwie kaczki.
Nieopodal znajduje się skrzynka schowana w takim miejscu, że krew krzepnie w
żyłach. Po ostatnich deszczach wody przybyło i jak tu się teraz dostać suchą
nogą. Ale jest na to sposób. Nie zdradzając szczegółów powiem tylko tyle, że
sposobem zawsze jest ochotnik, a najlepiej dwóch, którzy wyręczą mniej
sprawnych ruchowo i odwalą najgorszą robotę (hi hi). Ale żeby nie było, w tak
licznym gronie wszyscy wzięli się do pracy i skrzyneczka po wpisaniu się do
logbooka w mig została wymieniona i wypełniona po brzegi gadżetami, tak żeby
zachęcić innych keszerów do wizyty w tym miejscu i żeby nie było że zdobyta została bez wysiłku.
Tutaj w zasadzie kończy się mój
udział w eventowym keszowaniu. Musimy wracać do domu, a pozostali uczestnicy
obierają kierunek na kolejną skrzyneczkę zlokalizowaną w okolicach pobliskiego
paśnika, a także kopalni czarnoziemu. Tam też jak się dowiedziałem
spotykają mstachula, który
właśnie pędził na pierwotne kordy eventu.
Wiosna, kwiatki i …... oleice
Przez cały czas trwania eventu,
podczas rozmów, spaceru, zdobywania skrzynek, mieliśmy do czynienia z budzącą
się do życia przyrodą. Dosłownie po wejściu na leśną drogę dopadły nas motyle
rusałki pawika, które po przezimowaniu „pasły” się nektarem kwitnących wierzb,
tuż obok na kwiatach podbiału pospolitego brzęczały pierwsze pszczoły. Później
spotkaliśmy wspomniane wcześniej dziki, a już po chwili skromne kobierce
zawilcy gajowych. Dzieci natomiast zainteresował pewien owad – oleica
fioletowa, który dość licznie pętał się pod nogami, a który można rzec jest
niezwykle trujący, wręcz śmiertelnie trujący. Oleice wydzielają w zgięciach nóg
i czułek zółtawe kropelki cieczy o nazwie kantarydyna. Już 0,02-0,03 g tej substancji może posłać człowieka na tamten świat, a
trzeba wiedzieć, że substancja ta świetnie wchłania się przez skórę. Faktem
jest, że aby uzyskać taką dawkę potrzeba kilku owadów, ale już samo dotknięcie
oleicy może się skończyć bolesnym i ciężko gojącym się bąblem. Nie chwytajcie
więc owadów, nawet jeśli się do Was uśmiechają :-)
I tym optymistycznym akcentem
zakończyliśmy nasz udział w prima aprilisowym evencie i sobotnim poznawaniu
okolicznej przyrody. Mieliśmy okazję zobaczyć kolejne nieznane nam ostępy „Buczyny” i przy okazji porozmawiać o
geocachingu, w nielicznej ale bardzo pozytywnie nastawionej grupie keszerów.
Jak na pełnowartościowy event przystało był logbook, była wymiana woodgeocoinów
i było zdobywanie okolicznych keszy. W imieniu swoim jak i organizatora
spotkania serdecznie dziękujemy za kolejną okazję do spotkania.
HubiTZ