Goedemorgen Aardappelen !
Moja przygoda z depresyjnym krajem zaczęła się
w czerwcu. Pierwszym wyzwaniem było znalezienie towarzyszy do poszukiwań. Długo
czekać nie musiałam – słuchając mojej opowieści z wspólnego ze sławnymi już
GeoPyrkami wyjazdu na MRU i oglądając nasze zmagania na pamiątkowym filmie –
zaraziłam pomysłem na spędzanie wolnego czasu – szyggsi. Kolejną moją "ofiarą"
padła Ewka, która to w młodości działała w szeregach OC (oj te czasy już nie
wrócą) a GC zyskało nowego członka załogi – papadarcie. Kolejnym problemem
było znalezienie taniego środka transportu, ale i tu się udało. Razem z
papadarcie możemy się pochwalić typowo holenderskimi jednośladami…
Będąc w Holandii czasem bardzo długo trzeba czekać by móc wyruszyć na keszowanie rowerem…Kiedy w końcu przestaje padać, a słonko wyłania się zza ciemnych chmur, nie ma co się ociągać. Czas start!. Lipiec okazał się całkiem przyjazny, razem z Ewką, godząc pracę, pogodę i chęci udało nam się pięć dni pobuszować po pięknym terenie, pełnym niekończących się ścieżek rowerowych, wiatraków, kanałów i rzek. W sumie wykręciłyśmy ponad 250 kilometrów i znalazłyśmy około 50 skrzyneczek. W naszym bilansie znalazły się też DNFy,
a największą porażką okazały się mulciaki – z trzech „przetłumaczonych” ani jednego nie udało się przejść do końca…no cóż może holenderskie myślenie różni się od naszego, któż to wie?!
Będąc w Holandii czasem bardzo długo trzeba czekać by móc wyruszyć na keszowanie rowerem…Kiedy w końcu przestaje padać, a słonko wyłania się zza ciemnych chmur, nie ma co się ociągać. Czas start!. Lipiec okazał się całkiem przyjazny, razem z Ewką, godząc pracę, pogodę i chęci udało nam się pięć dni pobuszować po pięknym terenie, pełnym niekończących się ścieżek rowerowych, wiatraków, kanałów i rzek. W sumie wykręciłyśmy ponad 250 kilometrów i znalazłyśmy około 50 skrzyneczek. W naszym bilansie znalazły się też DNFy,
a największą porażką okazały się mulciaki – z trzech „przetłumaczonych” ani jednego nie udało się przejść do końca…no cóż może holenderskie myślenie różni się od naszego, któż to wie?!
Dobrze, że "tradycyjniaki" się nas nie boją i chętnie logują przybyszy z Polski. Ku wielkiemu zaskoczeniu maskowania nie różnią się zbytnio od naszych wielkopolskich, choć typowe pety są w innym kształcie niż te nasze…Czasem podpowiedzi dawały do myślenia, ale chyba właśnie o to chodzi żeby bawić się słowami…Zdziwieniem były jedynie szklane pojemniki, głównie słoiki – hehe czasem ciężko je się otwierało...
Kończąc moją krótką relację pozdrawiam wszystkie GeoPyrki – do zobaczenia we wrześniu na II urodzinkach…Już nie mogę się doczekać !