Wprawdzie nie ustrzeliłam żadnych keszy, nie pologowałam starych (bo nie ;), za to dygnęłam 21 km i 97, 5 m czyli cały półmaratun, godnie niosąc na plerach naszą GeoPyrę!!! Było zacnie: pogoda, motywacja, siła, równe tempo i na koniec kiepski wynik (1,48). Nie to jest jednak najważniejsze... Najfajniejsza jest cała atmosfera biegu, tłumy ludzi, których łączy ta sama pasja (dzisiaj było ich aż 9000!!!) i najważniejsi : KIBOLE. To dzięki nim chce się biec, podnosi z dołka, omija ścianę i wypina cyc do przodu, mimo, że tak naprawdę wodzi gębą po betonie. Dzięki Misiowi-udashkowi i Chętkowi, za wsparcie, transport i zagrzewanie do walki, Kari, Leito, Haskyemu i Pusi oraz wszystkim, którzy trzymali za mnie z caej epy kciuki!!!.
W październiku przywdzieję GeoPyrowską koszulkę na maraton, mam nadzieje pińć kilo lżejsza i 2 razy silniejsza :)
Ps. Może ktoś potrenuje ze mną, jakiś team biegowy stworzymy?? Jestem otwarta na wszelkie propozycje i podkreślam raz jeszcze: nie o szybkość, nie o wynik, nie o kilometraż się rozchodzi, jeno o PRZYJEMNOŚĆ!!.
dodam jeszcze, że browar nigdy nie smakował mi bardziej niż po zawodach. Warto!
FK69-Konefka, bądź
Ewucha Gruba Klucha, bądź
Misia Pierdzisia