Kolejny atak na południowy trail wzdłużwarciany.
Skład doborowy: FK69, Gammera i ja czyli udash69. Szybka decyzja podjęta w sobotni ranek i spotykamy się na dworcu w Poznaniu. Szybki zakup biletów gdzie okazało się, że rower kosztuje więcej niż człowiek i wysiadamy w Kórniku. Przed nami pięć kilometrów z dworca w szczerym polu i lądujemy pod słynnym z Białej Damy zamkiem.
Gammera wyszedł trochę smutny ale w gruncie rzeczy był wesoły. W drogę- kierunek Czmoniec i słynna wieża widokowa. FK69 jeszcze raz zaliczyła zamek w Kórniku bo zapomniała skupiacza myśli, czyt. kasku. No cóż: kto nie ma w głowie ten ma w pedałach. Na szczęście zguba czakała. My w tym czasie napadliśmy na spożywczaka żeby kupić Twixa na wypadek gdyby sie nie znalazł i trzebaby FKę pocieszyć. Po godzince docieramy na miejsce czyli wieżę widokową. Szacun dla pomysłodawców i twórców. Keszyk sprytnie ukryty ale gdzie nie napiszę.
Na samym szczycie zatykamy flagę zdobywców i w drogę po Cmentarz Ewangelicki i inne urokliwe miejsca. W końcu wbijamy się na tereny nadwarciańskie. Musze przyznać, że od lat 30-tu kilku lat mieszkam w Poznaniu ale nie wiedziałem o istnieniu tych rozlewisk w takiej formie. O czym piszę?? Ścieżki którymi dzisiaj hasałem znam doskonale ale nie z tej perspektywy. Znam je patrząc w góry bo ostatnie lata spędzałem na zwiedzaniu tych okolic jednakże z góry, użytkując paralotnię. Sam nie wiem, które z tych widoków są lepsze: obraz rozlewisk z lotu ptaka czy możliwość obejrzenia z bliska setletnich dębów.
Powyższe zdjęcie ciachnął mi kolega Adam Mościcki kiedy wspólnie lataliśmy nad rozlewiskami z łabądkami. Luta w pień. Całą serię "Warta na południe od Poznania" oceniam jako baaaardzo poznawczą i uważam, że warto nad Wartę tym bardziej dwukołowcem będącym niezastąpionym środkiem transportu. Są miejsca, że samochodem nie bardzo a "z buta" za daleko.
Zachęcam wszystkich do posadzenia się na siodełko. Widoki po stokroć wynagradzają ból dupy. Niestety pogoda nie dopisała- padało all time (chyba 10 minut nie padało). Nikomu to jednak nie
przeszkadzało bo wszyscy rowermeni wiedzą o tym, że przemoczone ubranie
przeszkadza bardzo, jednakże tylko przez pierwsze 10 minut. Potem
ogólnie wisi kalafiorem stan wilgoci. Najdzielniejsza oczywiście była Misia, która nie jęczała a nawet się bardzo kielczyła z powodu wszędobylskiej mokrości.
Największe wrażenie na całym rowerowym Teamie zrobiły dziesiątki dębów, które niestety z powodu częstych wylewów Warty "kończa się" i stan ich jest coraz gorszy. Jeden z nich leży nawet w lapidarium na Morasku, gdzie zakładając EarthKesza napotkałem się nań i jego lakoniczny opis, że to dąb z rozlewiska Warty. Teraz dopiero zakumałem, że to miejsce nie w kij pierdział i z całego serca polecam wycieczkę w tamte strony. Na koniec posta dziękuje kompanom podróży i pozdrawiam wszystkich założycieli z tamtych stron czyli Mstachula i Ankorna. Dobra robota chłkopaki, otwieramy browar i pijemy wasze zdrowie, żeby go starczyło na dalszą robotę. Zasadniczo ciekawy jestem straszliwie kolejnych keszy z serii, które będę podejmował w czasie eventu rowerowego z Mosiny do Poznania 28. marca. Na pewno to opiszę.
Dobranoc kochany dzienniczku.
Dystans: 77 km
Przeciwnik: deszcz
Czas jazdy: 10 godzin
Zdobycze: 25 keszy w tym dwa multaki